czwartek, 26 grudnia 2013

One Shot - Fedeletta "Randka w ciemno"

6 komentarzy:
Natalia i Maxi siedzą na kanapie w salonie i rozmawiają o dwójce swoich znajomych - Violi i Fede.
- Maxi, jak ja się cieszę, że Viola w końcu wróciła do nas z Paryża. - zwróciła się podekscytowana kobieta do swojego narzeczonego.
- Ja też, tylko szkoda mi trochę Fede. - powiedział smutny mężczyzna. W końcu co się dziwić on i Fede to najlepsi koledzy.
- No mi też go szkoda. Taka tragedia! Biedactwo, ciekawe jak sobie radzi??
- Jak mogę to mu pomagam ale ma ma wynajętego pielegniarza, który mu pomaga. - wytłumaczył Maxi. Pogadali jeszcze z dwie godziny wspominając szkole czasy. Ich przygody, zmartwienia, rozłąki....Nagle Naty wpadł do głowy pomysł. Poderwała się gwałtownie tym samym uderzając Maxiego.
- Ała! Naty co się dzieje? - zapytał się mężczyzna trzymając swój obolały nos.
- Wpadłam na pomysł co zrobić aby pogodzić Violette i Federica.
- No to słucham. - Natalia powiedziała narzeczonemu, że zrobią dla nich tak zwaną randkę w ciemno. Ona powie Violettcie, że umówiła ją z pewnym mężczyzną, a Maxi ma powiedzieć Federicowi, że on mam umówione spotkanie z pewną kobietą. - Naty, myślisz, że to wypali? Przecież oni się tam pozabijają. - po chwili namysłu poprawił się. - Przepraszam, to ona go zabije.
- Nie może być tak źle. A poresztą masz jakiś inny pomysł by zakopać ich topór wojenny? Przecież oni prze całe życie się nienawidzą a tak dalej być nie może.
- To będzie prawdziwa randka w ciemno. - westchnął jej narzeczony.



- Boże, co ja robię? - zadawała sobie pytanie Violetta stojąc przed restauracją w której czeka na nią mężczyzna z którym umówiła ją Natalia. Na początku kobieta stawiała opór ale jej koleżanka była nie ugięta i się nie poddawała. Siedziała u niej z trzy godziny i próbowała przekonać. W końcu Violetta skapitulowała i się zgodziła, a teraz żałuje. A jeżeli okaże się, że to jest zboczeniec? - Spokojnie Violetto, Natalia na pewno nie umówiła by Cię z jakimś zboczeńcem. - próbowała uspokoić swoje nerwy szatynka. Po kilku minutach zdecydowała się wejść. Podeszła do kelnera, który zaprowadził ją do stolika. Stolik jej i jej partnera stał w końcie gdzie było ciemno a ich stolik był oświetlony tylko i wyłącznie świecą.
- Przepraszam za spóźnienie ale był korek. - zaczęła się tłumaczyć szatynka, natomiast głos kobiety podziałał na niego jak kubeł lodowatej wody. Wszędzie rozpoznał by ten melodyjny głos.
- Nic się nie stało. - odpowiedział grzecznie mężczyzna. Violetta też doznała szoku bo ten głos znała zbyt dobrze. Ten głos śnił się jej po nocah w najgorszych koszmarach.
- Pasquarelli?!
- Nie drzyj się Castillo! Nie wszyscy muszą znać moje nazwisko. - syknął w jej stronę. Zdenerwowana szatynka usiadła na krześle.
- No to pięknie nas załatwili. - szepnęła.
- Najwyraźniej chcieli abyśmy się pozabijali.. - Violetta spojrzała w kierunku swojego wroga ze szkolnych lat i zauważyła, że niegdyś jego uśmiechnięta twarz jest smutna i przygnębiona. Zauważyła też, że na nosie ma ciemne okulary a na stole leży laska. Informacja jaka do nie dotarła poraziła ją niczym prąd. Federico Pasquarelli jest niewidomy! Kobieta uznała, że nie chciałaby powiedzieć nic nie stosownego i postanowiła się ulotnić.
- Wiesz, ja już pójdę. - Violetta wstała od stołu aby udać się do wyjscia lecz zatrzyma ją dźwięk tłuczącego się szkła i zauważyła Federica stojącego a cała szklana zastawa leżała na podłodze porozbijana na drobny mak. Kobieta nic nie mówiąc jak najszybciej uciekła z restauracji a natomiast Federico usiadł z powrotem. Chciał ją przeprosić za te wszystkie lata szkolne lecz ona uciekła. Miał nadzieję, że ten wieczór pomimo tego, że miał spędzić go z nią będzie miły i udany lecz ona uciekła. Federico czuł się osamotniony pomimo tego, że miał wokół siebie mnósto przyjaciół, którzy go kochali a on ich. Brakowało mu miłości kobiety z którą mógłby spędzić resztę życia i która mogłaby dać mu gromadkę dzieci. Tylko jest pytanie, kto by chciał ślepca? Wokół którego trzeba skakać bo nie wszystkie czynności jest w stanie sam wykonać. Nie dość, że mieliby dziecko wokół którego trzebaby było chodzić to jeszcze nim się zajmować. Znajomi a szczególnie Naty i Maxi umawiali go na różne randki w ciemno, lecz żadna dziewczyna się nie nadawała bo, płakały z powodu jego losu i  były z nim z litości. Pewnie zastanawiacie się jak to się stało, że demon seksu jakim jest Federico stał się niewidomy i bezbronny? Odpowiedź jest taka, że są to konsekwencje wypadku samochodowego z którego ledwo uszedł z życiem.


-Natalia! - krzyknęła Violetta na całe gardło wpadając jak churagan do mieszkania koleżanki.
- Violetta? Co się stało, że tak się drzesz? - zapytała wystraszona.
- I ty się jeszcze pytasz co się stało?! Jak mogłaś mnie umówić na randke z Pasquarelli?! - zapytała ciągle krzcząc kobieta, która podeszła do barku by nalać sobie czego mocnego, natomiast Natalia odetchnęła z ulgą bo myślała, ,że coś się stało. - Już przboleję fakt, że nie powiedziałaś mi z kim mnie umówiłaś ale nie mogę uwierzyć, że nie powiedziałaś mi o tak ważnej rzeczy, że osoba z którą mam się spotkać jest niewidoma.
- Ale jakbym Ci powiedziała , że jest niewidomy to byś na pewno nie poszła. - westchnęła hiszpanka i usiadła koło szatynki.
- A skąd wiesz? Jeżeli byś mi powiedziała, że jest nie widomy to bym i tak poszła ale jeżeli powiedziałabyś, że tym kimś jest Federico na milion procent bym nie poszła. - kobieta zaciągnęła ogromy łyk whisky. - A teraz czuję się okropnie.
- Co żeś zrobiła? - Natalia się wystraszyła bo wie, że jej przyjaciółka w porywie nerwów może zrobić okropne rzeczy.
- Nic oprócz tego, że gdy się tylko skapłam, że jest ślepy uciękłam jak zwykła świnia nie dając mu dojść do głosu.
- A więc to tylko o to chodzi? To nic takiego. - odehneła z ulgą. Już myślała, że zrobiła mu jakąś krzywdę.
- Nic takiego?! Kobieto ja się czuję okropnie! - krzyknęła.
- Ale przecież on na twoim miejscu postąpiłby tak samo.
- Może, ale ja i tak pójdę jutro do niego i go przeproszę.

~Następnego dnia, rano~

- Dzień dobry, czy jest Federico? - zadała pytanie Violetta mężczyźnie który otworzył jej drzwi.
- Tak, oczywiście. Proszę wejść do salonu.
- Dziękuję.- Violetta szybko odnalazła salon i stanęła w drzwiach. Nie wiedziała co powiedzieć, jak zacząć.
- Kto to? - zapytała wystraszony Federico, gdyż poczół, że nie jest sam w salonie i z pewnością nie jest to jego pielęgniarz.
- To ja Violetta. - odpowiedziała na pytanie , podeszła do stojącego przy oknie mężczyźnie i stanęła na przeciwko niego.
- Czego chcesz? - zapytał się oschle. - zabić? Droga wolna! Masz idealną okazję, ja nie widomy, bezbronny a okno na ościesz otwrte. Wystarczy jeden sprawny ruch i po kłopocie. - szatynka przewróciła oczami.
- Ale z ciebie palant! Ja tu przychodzę z zamiarami porzucenia toporu wojennego, zaprzyjaźnienia się i przeproszenia za wczoraj! Wiesz co? Nie będę tracić na ciebie mojego cennego czasu. - a jego momentalnie wmurowało, nigdy by nie pomyślał, że ona chce go przeprosić. Szybko się opamiętał i szukał po omacku jej ręki by mu znowu nie uciekła ale zamiast ręki chwycił jej pośładek. Ta nie panując nad emocjami odwróciła się gwałtownie i dała mu sirczystego policzka. - Nigdy więcej nie łap mnie za tyłek. A teraz wychodzę. Żegnam!
- O nie, nie ty nigdzie nie wychodzisz! Siadaj na kanapie a Ela przyniesie nam herbatę. - powiedział zadowolony Fede czym zszokował szatynkę. Federico zamiast być obrażony za to, żedała mu siarczystego policzka był zadowolony. Był zadowolony bo Violetta nie zważała na jego ślepotę, mówiłą co jej ślina na język przyniesie i biła go, dokładnie tak ja w szkole. Postanowił, że spróbuje się zaprzyjaźnić z Violą a nawet może będzie z tej przyjaźni coś poważniejszego....

~FIN~

*****
Cześć!!!
I oto prezentuje wam kolejnego OS, tym razem o Fedeletcie. Jak się pewnie domyślacie moją inspiracją był film pt. "Randka w ciemno". Następny jaki napisze będzie o Naxi. Miłego czytania wam życzę ;)
Całuję ;*******
*Veronika*  

niedziela, 22 grudnia 2013

One Shot - Leonetta "Ślubne porwanie"

10 komentarzy:
Violetta Castillo dwa miesiące temu popełniła największy błąd swego życia a mianowicie przyjęła oświadczyny niejakiego Diega Dominguez'a, ale nie tylko ona, bo Leon Verdas dwa miesiące temu oświadczył się niejakiej Larze Baroni. Pewnie zastanawiacie się co ich do tego skłoniło? No to wam opowiem: Pewnego sierpniowego dnia Violetta zobaczyła jak Leon całuje jakąś śliczną blondynkę, brunetka tak  się wkurzyła, że zrobiła mu nie małą awanturę i postanowiła mu nie wybaczyć kolejny raz i wyprowadziła się od swojego chłopaka Leona. Błagał ją, prosił by mu wybaczyła, ale ona była nie ugięta i odeszła.


Teraz, po tych okropnie długich sześciu miesiącach, nasi główni bohaterowie na powrót się spotykają pod swoją starą szkołą - Studiem OnBeat.
- Bardzo pana przepraszam. - zaczęła przepraszać Viola osobnika na którego wpadła.
- Nie, to ja przepra... - lecz mężczyzna urwał w pół słowa. - Violetta, to ty?
- Cześć Leon, tak to ja.
- Dawno się nie widzieliśmy. - zaczął rozmowę Leon.
- Masz rację całe sześć miesięcy.
- Co tam u ciebie?
- A umnie wszystko w jak najlepszym porządu i za dwa dni wychodzę za mąż. - powiedziała na jednym wdechu Violetta.
- To tak jak ja. Ja też za dwa dni wychodzę za mąż. - między nimi nastała uciążliwa cisza której nikt nie umiał przerwać, ale przedewszystkim żadne z nich nie chciało się przyznać do tego , że informacja o małżenstwie to był cios prosto w ich serca.
- No więc...No to ja....No to bedę już szła. Cześć. - pożegnała się szatynka.
- Cześć. -usłyszała w odpowiedzi. Każde z nich udało się w dwie przeciwne strony, Violetta - do swojej przyjaciółki Francesci, a Leon - do swojego kumpla Maxiego.


- Spotkałam dzisiaj Leona Verdasa gdy szłam do ciebie. - wyznała od razu szatynka gdy tylko usiadła na kanapie u swojej koleżanki włoszki.
- Gdzie? - zadała pytanie zaciekawiona Francesca.
- Pod Studiem.
- Vilu, jak dla mnie to przeznczenie i nie powinnaś wychodzić za Diega. - zaczęła powarznie brunetka.
- Jakie przeznaczenie? O czym ty znowu chrzanisz? - zapytała lekko poddenerwowana Violetta
- A o tym, że dzisiejsze spotkanie z Leonem daje wam znać, że powinniście być razem. Pamiętasz? Przecież wasz związek zaczął się w Studiu, a teraz po rozstaniu znowu się spotykacie pod Studiem i nie kłam, że nic do niego nie poczułaś i żadne wspomnienia nie odrzyły.
- Masz rację. - szepnęła Violetta ale tak by usłyszała ją Francesca. - Gdy go zobaczyłam odrzyły wszystkie wspomnienia, wszystkie dobre i złe chwile i muszę się do czegoś przyznać gdy on mi wyznał, że też wychodzi za mąż poczułam ukłucie w sercu, po mimo, że ja też wychodzę.
- No to nie bierz ślubu z Diegiem a wyznaj Leon'owi, że go nadal kochasz.
- Ale to nie jest takie proste. - włoszka spojrzała na nią pytająco. - No bo ja się boję. Boję się tego, że gdy znowu mu zaufam on mnie skrzywdzi. No a teraz wybacz ale będę się zbierać. - ruszyły do drzwi gdzie panna jeszcze Castillo zakładała buty i płaszcz.
- Przemyśl to jeszcze Violu. - szepnęła Fran.
- Ale ja już podjęłam decyzję. Paa.


Te dwa dni minęły jak z bicz strzelił.
- Leon, gotowy do poślubienia Lary? - zadał pytanie Maxi z sztuczny entuzjazmem.
- Maxi, ja nie mogę jej poślubić. - wyżalił się pan młody.
- Bogu niech będą dzięki! - wykrzyknął brunet. - To co teraz zrobisz? Masz jakiś plan?
- Mam, a ty i reszta mi w tym pomorzecie.
- Ale w czym?
- Zróbmy tak, weźmiesz Marco oraz Andres'a i pojedziecie do Violetty...


Młoda kobieta ubrana  w białą suknię z welonem wpiętym we włosy i bukietem w ręce stała przed lustrem i przyglądała się swojemu odbiciu.
- Panna młoda powinna tryskać  radością a nie mieć minę jak skazaniec. - szatynka ujrzała swojego przyjaciela Maxiego w drzwiach. Mężczyzna podszedł do niej i ją przytulił. - Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję.
- Przejdziemy się? - Maxi zaoferował jej ramię, które Violetta przyjeła z chęcią.
- Prowadź. - wyszli na dwór a tam czekała na nią mała niespodzianka.
- Wiesz Vilu, wolałbym żebyś wychodziła za Leona.
- Maximilianie, mam dość, wystarczy, że wysłuchałam się już Francesci co do tej kwesti.
- Wybacz mi Vilu ale musimy to zrobić. Dzisiaj ślubu nie bierzesz z Diegiem , zabieramy Cię w jedno miejsce. - zaczął Maxi.
- Ale o co Ci chodzi? - zapytała zdziwiona Violetta , ale po chwili wszystko się wyjaśniło. Od tyłu podeszli do niej Andre i Marco, którzy złapali ją. Marco związał jej nadgarstki linami, a Andres kostki.
- Wy wariaci! Co wy wyprawiacie?! - zaczęła krzyczeć szatynka.
- Wybacz nam. - tym razem odezwał się Marco, który podszedł do niej i przeżucił ją sobie przez ramię.
- Puść mnie! Słyszysz? Słyszysz? Kurwa puszczaj w tej chwili palancie. Ja za piętnaście minut biorę ślub! RATUNKU PORYWAJĄ MNIE! RATUNKU! POMOCY! - darła się w niebogłosy Violetta.
- Violu, nie niszcz sobie gardła bo i tak Cię nikt nie usłyszy. - zabrał głos Andre.
- A to niby czemu?!
- Bo wcześniej chłopaki zamknęli drzwi od kościoła, a dobrze wiesz, że przez nie nie dociera żaden dźwięk.- odpowiedział Maxi, a Violetta załamała ręce i już nie krzyczała. Gdy doszli do auta chłopaki wpakowali na tylnie siedzenie Violettę a koło niej usadowił się Maxi, zaś z przodu na miejscu kierowcy Marco a obok Andres.
- A powiecie mi przynajmniej gdzie mnie zabieracie? - zapytała z nadzieją Viola.
- Nie! - powiedzieli równo. - To niespodzianka.
- Jasne. -mruknęła pod nosem dziewczyna. Reszta drogi minęła im w spokoju, po 30 minutowej jeździe chłopaki wyciągneli ją z auta i zaniesli do parku i posadzili na ławce. Violetta musiała przyznac, że miejsce jest piękne: zielona trawa, czerwone drzewa, widok na rozciągające się morze a dookoła cisza i spokój. Po chwili dziewczyna poczuła jak ktoś koło niej siada, jej nozdrza lekko podrażnił zapach tak bardzo znanych perfum. ~Mogłam się domysleć~ - pomyślała szatynka.
- Nie powinieneś być na własnym ślubie?
- Powienienem, ale nie jestem.
- Dlaczego?
- Bo kobieta którą kocham, za którą chcę wyjść i z którą chciałbym mieć gromadkę dzieci siedzi teraz koło mnie. - Violetta preniosla wrok na Leona.
- Mogłam się od razu domyśleć, że to za twoją prośbą mnie prwali, bo przecież Maxi, Andres i Marco mieli być u ciebie na ślubie i do połowy wesela a do mnie przyjechać trochę później.
-Fakt. - nastąpiła chwila cisy. - Violetto, posłuchaj mnie, bardzo Cię przepraszam za tamto co było pół roku i proszę wybacz mi. Bardzo Cię kocham i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie a ten ślub z Larą to jedna welka pomyłka. Myślałem, że jeżeli zwiążę się z kimś to ból po tym jak Cię straciłem zmaleje, ale to w cale nie pomogło, a gdy wpadliśmy na siebie te dwa dni temu pod Studiem moje uczucia wględem ciebie wróciły e zdwojoną siłą i ju w tedy wiediałem, że jeżeli mam za kogoś wyjść to tylko i wyłącznie za ciebie. - Violetta cały czas wpatrywała się w oczy męczyzny i wiedziała, że mówi prosto z serca, że mówi prawdę.
-Leon. - zaczęła szatynka. - Wtedy gdy wpadliśmy nasiebie pod Studiem moje serce podpowiadało mi, że nadal cię kocham ale rozum nie powolił mi tak myśleć bo bałam się , że gdy nowu Ci zaufam tym mnie skrzywdzisz tak jak wcześniej. Leon, ocham Cię. - mężczyzna na ławce ju nic nie mówiąc wpił się zachłannie w usta kobiety na ławce. Kobieta ta odwzajemniała pocałunki z równą pasją.
- Chodź. - szepnął w jej usta Leon.
- Gdzie?
- Zobaczysz. - wstali z ławki a mężczyna pociągnął ją w odwrotną stronę. Szli tak  z krótką chwilkę a gdy doszli kobiecie odjęło mowę. Zobaczyła mały ołtarzyk otoczony czerwonymi drzewami, księdza, przyjaciół jak i rodziców.
- Ale jak? Po co? - zaczęła zadawać pytania Violetta.
- Postanowiłem , że weźmiemy dzisiaj ślub w tym parku. Ty masz suknię ślubną, ja garnitur, goście wyszykowani, po co tracić czas? - podesliśmy do księdza, który zaczął mszę by następnie złożyć przysięgę małżeńską. Ślub jak i wesele było cudowne, a podróż poślubna jeszcze wspanialsza. Dziewięć miesięcy później na świat przysło ich pierwsze dziecko - syn Jorge i żyli długo i szczęśliwie
*FIN*


********

Witajcie!
Powracam do pisania po krotkiej przerwie i tak na rozgrzewkę dodaję One Shota o Leonettcie. Miałam maly problem  z wybraniem bo Leonetta, Fedemila jak i Naxi miały tyle samo głosów lecz postanowiłam napisać pierwszego OS o Leonettcie, ale który ma być drugi - Fedeletta czy Naxi , wybierzecie wy wpisując w komentarzach o kim chcecie drugiego OS.
Całuję ;******
~Veronika~


sobota, 7 grudnia 2013

One Shot - Marcesca "Utracona Pamięć"

10 komentarzy:
~Francesca~

Będąc w samochodzie zaczął dzwonić mi telefon. Na wyświetlaczu widniało imię Federico - mojego najlepszego przyjaciela.
- No hej Fede. - powiedziałam do słuchawki.
- Słuchaj mam do ciebie prośbę. - powiedział od razu na wstępie zdenerwowanym głosem.
- Co się stało?
- Chodzi o Marco... - ale oczywiście nie dałam mu skończyć.
- Boże, co ten frajer znowu zrobił i dlaczego dzwonisz do mnie w jego sprawie?? - jęknełam.
- No bo Marco miał wypadek samochodowy i teraz leży w szpitalu i byłbym Ci bardzo wdzięczny jakbyś pojechała teraz do niego do szpitala i dowiedziała się co znim.
- Ale dlaczego ja??? Przecierz bardzo dobrze wiesz, że , się nie nawidzimy i jak znajdziemy się w jednym pomieszczeniu to możemy się nawet pozabijać.
- Dlatego ty bo ja i Violetta jesteśmy w podróży poślubnej w Paryżu, reszta teraz pracuje a ty szczęśliwym trafem masz wolne.
- Raczej pechowym trafem. - powiedziałam wkurzona.
- Nazywaj to jak chcesz ale zrób to dla mnie. - panowała chwila ciszy a gdy miałam mu odmówić, odezwał się - No to zrób to dla Violi i w imię waszej przyjaźni.
- Cwana z ciebie bestia - powiedziałam.
- Czyli się zgadzasz?? - zapytał z nadzieją w głosie.
- No raczej...
- Świetnie! Jest to szpital Czerwonego Krzyż na ul. Karola Wielkiego.To jak tylko się czegoś dowiesz zadzwoń. - i rozłączył się. Ruszyłam autem w stronę szpitala. Gdy tylko znalazłam się pod szpitalem, zaparkowałam auto i ruszyłam do wejścia. Gdy stanęłam w korytarzu zadałam sobie pytanie :
- Boże, w co ja się wpakowałam? - zauważyłam starszego pana w fartuchu od razu do niego podeszłam.
- Dzień dobry, czy wie pan może na jakiej sali leży Marco Faccioli? - zapytałam się.
- A kim pani dla niego jest? - zapytał się mnie z grobową miną. " I co ja mam mu powiedzieć?" zastanawiałam się. Już mam!
- Jestem jego narzeczoną. - powiedziałam nie pewnie ale po chwili się poprawiłam, - Tak, jestem jego narzeczoną. 
- No to mam dla pani dobrą i złą wiadomość. Od której zacząć?
- Od dobrej.
- Życiu pana Marco nic nie zagraża. - odpowiedział z uśmiechem.
- A zła? 
- A zła to taka, że nic kompletnie nie pamięta.-tym razem w jego oczach zauważyłam współczucie.
- Czy mogła bym zobaczyć .... narzeczonego? - zadałam mu pytanie a to ostatnie słowo powiedziałam z lekkim wahaniem, którego mam nadzieję lekarz nnie usłyszał.
- Tak oczywiście. Proszę za mną. - po krótkiej przechadzce zaprowadził mnie do sali o numerze 116. Weszłam do środka a na łóżku zobaczyłam leżącego Marco który miał jedynie zszyty łuk brwiowy. Podsumowując ten wypadek nie był taki straszny. 
- Nie wierzę , że tu jestem. - westchnęłam.
- Mówiła coś pani? - zapytał lekarz.
- Nie, nic. - odpowiedziałam lekko się czerwieniąc.
- Będę go wybudzać. - podszedł do jego łóżka. Po jakimś czasie Marco otworzył oczy i popatrzył się na nas wystraszonym wzrokiem. 
- Kim jesteście?I gdzie ja jestem? - zadał pytanie rozglądając się nerwowo.
- Jesteś w szpitalu, ja jestem twoim lekarzem a to jest twoja narzeczona. - odpowiedział lekarz.
- Naprawdę jesteś moją narzeczoną? - zapytała a ja przytaknęłam głową, że tak. - Taka zajebista laska moją narzeczoną?! Ale ekstra. - ucieszył się jak dzieciak a mnie ścięło z nóg a szczena wylądowała na ziemi.
- To ja was zostawiam samych - po kilku sekundach lekarza w pokoju już nie było.
- Wiesz muszę lecieć ale jutro rano do ciebie wpadnę. - szepnęłam do niego  sama wybiegłam za lekarzem. - Panie doktorze kiedy on zostanie wypisany?
- Jutro. A i jeszcze jedno odzyska pamięć ale nie wiadomo kiedy i proszę go nie denerwować. - powiedział z poważną miną.
- Dobrze dziękuję jeszcze raz i do widzenia. - usiadłam na krześle. 
- Proszę tu są rzeczy narzeczonego. - podałam mi je pielęgniarka która przed chwilą do mnie podeszła, podziękowałam jej i zaczęłam je przeglądać. Dokumenty, zegarek... Po chwili dotarła do mnie bardzo istotna rzecz. A mianowicie, że musimy razem zamieszkać! Zabrałam jego rzeczy , pobiegłam do auta i ruszyłam w stronę jego domu. Po 15 minutach zaparkowałam auto i zaczęłam kierować się w stronę drzwi. Gdy byłam pod drzwiami, wyjęłam z jego rzeczy klucze i otworzyłam sobie drzwi.
- Marco! No wreszcie gdzieś ty był?! Martwiłam się!- krzyknęła jakaś kobieta z kuchni. No tak, zapomniałam! Przecież on mieszka z mamą, a jego tata nie żyje! Gdy weszłam głębiej  a kobieta mnie zauważyła z jej rąk wyleciał właśnie trzymany talerz.
- Dzień dobry. Przepraszam, że otworzyłam sobie sama drzwi ale myślałam, że nikogo nie ma.
- Gdzie jest Marco?
- W szpitalu. - odpowiedziałam a widząc jej miną szybko dodałam. - Ale nic mu nie jest. Miał  wypadek jutro go wypiszą a najgorsze jest to, że stracił pamięć.
- Jak to stracił pamięć? - zapytała się mnie jego mama.
- Pod wpływem uderzenia pamięć wygasła. Ja na życzenie Federica oczywiście, żeby się czegoś o jego stanie dowiedzieć musiałam skłamać i powiedziałam , że jestem jego narzeczoną. Gdy tylko go wybudzili lekarz powiedział, że jestem jego narzeczoną a prawdy powiedzieć nie można teraz żeby go nie denerwować. Czyli rasumując muszę udawać narzeczoną i z wami zamieszkać. Nie będzie pani przeszkadzać? - zapytałam się jej.
- Nie, oczywiście, że nie.
- To dobrze. Jutro rano przywiozę swoje rzeczy a teraz do widzenia. - pożegnałam się z kobietą a następnie udałam się do domu aby spakować rzeczy i zdać innym relacje na temat zdrowia Marco.

~Następnego dnia~

- Jak się poznaliśmy? - zadał mi pytanie Marco gdy siedzieliśmy wieczorem w salonie.
-  W szkole.
- Od razu byliśmy parą?
- Nie, dopiero rok po zakończeniu szkoły. - odpowiedziałam mu po chwili zastanowienia. Po chwili przypomniała sobie o jednej bardzo ważnej rzeczy. Skoro jest jego narzeczoną i mieszka z nim będzie też musiała  nim spać w jednym łóżku.
- Wiesz co, może ja będę spała na kanapie a ty w sypialni? - a widząc jego pytający wzrok dodała - no wiesz musisz do siebie dojść i w ogóle..
- A co niby lepiej leczy niż własna prawie żona? - zapytał się z uśmiechem.
- Lekarstow? - odpowiedziałam nie pewnie.
- Tak jasne.. - powiedział tylko, podszedł do mnie , wziął na ręce , przerzucił mnie sobie przez ramię i wszedł po schodach na górę gdzie znajdowała się sypialnia . Położył mnie na łóżku a gdy zdjął bluzkę położył się obok mnie i przytulił mnie od tyłu.
- Miło. - szepnął mi na ucho.
- Nawet bardzo. - odszepnęłam. Przez te trzy miesiące żyli jak narzeczeństwo. Codziennie zasypiała i w jego ramionach oraz budziła się w nich. Pewnego dnia gdy przyszykował romantyczną kolację trochę za dużo wypili i wylądowali w łóżku. Następnego dnia doszło do niej co zrobili i modliła się tylko żeby nie zaszła w ciążę. Ale jak to w życiu bywa to co piękne szybko się kończy. Pewnego deszczowego ranka w czwartek obudziła się z mdłościami. Postanowiła wybrać się do lekarza. Przez informacje jaką lekarz jej udzielił nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać. A mianowicie dowiedziała się , że jest w pierwszym miesiącu ciąży a to do tego z Marco! Gdy wróciła do domu zaczęła wchodzić na górę aby poinformować go czego się dowiedziała ale jej uwagę przykuł hałas dochodzący z sypialni. Gdy otworzyła drzwi zastała tam widok który ją zamurowało a w oczach zebrały się łzy.
- Co robisz? - zapytałam się siląc aby mój głos nie zadrżał.
- A nie widzisz?! - zapytał wkurzony, pakując moje rzeczy.
- Przypomniałeś sobie... -szepnęłam.
- Tak! Przypomniałem sobie! - warknął. - Masz pół godziny aby opuścić dom.
- Marco ja.... 
- Zamknij się! Nie chcę tego słuchać! - warknął na mnie. - Chcę ... Nie ja tego pragnę abyś zniknęła z moje życia! - powiedziawszy to wyszedł z sypialni trzaskając drzwiami. Załkałam a następnie się rozbeczałam na dobre. Dopakowała resztę rzeczy i zeszłam na dół gdzie zastałam go przechadzającego się nerwowo po salonie.
- Ja naprawde.... - nie dane mi było skończyć.
- Nie interesuje mnie to. Fajnie było zabawić się moim kosztem?!
- Jesteś największym idiotą jakiego spotkałam! - krzyknęłam płacząc.
- Jak długo zamierzałaś udawać?
- Całe życie.-  szpenęłam i pocałowałam go namiętnie aby następnie wybiec z domu nie oglądając się za siebie. Całą drogę przepłakała i trzy razy przejechałam na czerwonym świetle. W końcu weszłam do własnego mieszkania, położyłam torby w salonia ręce na jeszcze płaskim brzuchu i powiedziałam do mojego dziecka.
- Zostaliśmy sami kochanie.

Te cholerne dwa tygodnie ciągnęły się jak w męczarniach. Próbowałam od nowa ułożyć sobie życie ale tak się nie da daletego, że się zakochałam. Tak zakochałam się w tym idiocie! Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi a gdy je otworzyłam doznałam szoku.
- Co ty tu robisz?
- Wiec, że jest z tego niezadowolony ale tęskniłem. - wyznał i pocałował mnie namiętnie,a ja nie zważając na nic zarzuciłam mu ręce na szyję, wciągnęłam do mieszkania a następnie nogi owinęłam wokół jego bioder.
- Skoro jesteś nie zadowolony, to po co tu przyszedłeś? - zapytałam się go gdy się już od siebie oderwaliśmy.
- Dlatego, że Cię kocham! Tęskniłem za tobą i miałem nadzieję, że zaszłaś w ciążę i do mnie wrócisz. No a teraz mam inne plany i mam nadzieję, że tobie też one spasują.
- A jakie to plany?- zapytałam ciekawa.
- Skoro nie jesteś w ciąży to zrobimy sobie teraz dzidziusia. - powiedział kładąc mnie na łóżku w sypialni, nawet nie wiem kiedy się tam dostaliśmy.
- Jak to? - zadał mi pytanie.
- W tedy gdy odzyskałeś pamięć dowiedziałam się, że jestem w ciąży ale gdy wróciłam ty mnie pakowałeś. - odpowiedziałam patrząc mu w oczy.
- Powiedziałabyś mi gdy bym nie przyszedł?
- Powiedziałabym Ci ale dopiero po urodzeniu dziecka. To, że się nienawidzimy to nie znaczy, że dziecko ma nie znać ojca a ty dziecka. - nic już nie mówiąc Marco podwinął mi bluzkę i powiedział do mojego brzucha.
- Kocham ciebie jak i twoją mamę, a teraz idź spać bo tatuś ma zamiar kochać się z mamusią.
- Idiota. - powiedziałam z uśmiechem całując go.
- Ale twój. - powiedział.
- Ale mój. Na wieki. - szepnęłam w jego usta.

                                                 ~KONIEC~